Po krótkiej przerwie czas zdać relacje. Pewnie sporo rzeczy mi umknęło, ale te najważniejsze zapewne jeszcze pamiętam.
BIEGANIE
Zaczęło się od wizyty mojego brata w Bydgoszczy. Dosyć dobrze mi szło bieganie wtedy, żadnego treningu nie pominęłam i byłam z tego bardzo dumna. Na koniec tygodnia zaliczyliśmy kibicowanie uczestnikom triathlonu w Bydgoszczy. To mój debiut w tej dziedzinie i muszę przyznać, że czułam się jak ryba w wodzie. Zapewne zupełnie inaczej by to wyglądało, gdybym sama miała brać w tym udział :P Pewnie pierwsze co to bym się utopiła.
Kolejny tydzień już nie był taki różowy. Na 7 treningów zrobiłam tylko 3 - deficyt motywacji :( Coś okropnego.. Mąż mnie z domu wywalał, a ja z grymasem na twarzy wychodziłam. Wiem, wiem. To powinno sprawiać przyjemność, a nie zachowywać się, jakby za karę się to robiło, w końcu to moja decyzja. Są jednak pewne aspekty tej aktywności fizycznej, których nie robi się z uśmiechem i radością. Ta dopiero przychodzi po paskudnej walce z samą sobą i wykonanym treningu. Warto.
Natomiast ten tydzień zdecydowanie lepiej poszedł. Ilość kilometrów też nieco w górę poszłam. Wczoraj pobiegłam w Pucku półmaraton. Zdaję sobie sprawę, że trasa i warunki były ciężkie (mój pierwszy start w deszczu i zapewne nie ostatni), ale moją "fatalną" formę (czy raczej niedyspozycję tego dnia) zwalam na te braki w treningach i niesystematyczność. UROCZYŚCIE OBIECUJĘ POPRAWĘ. Poza tym udało się co nie co wygrać, więc coś na osłodzenie łez dostałam ;) Przynajmniej wiadomo, że warto!
ĆWICZENIA
Nie ćwiczyłam chyba nic a nic. Brakuje mi fitnessu z Martą. Doszłam do wniosku, że nie ma co liczyć na poprawę formy bez pracy nad innymi mięśniami niż nóg, więc od jutra wplatam dodatkowe treningi!
SŁODYCZE
Umiarkowana ilość. Ostatnio ogólnie staram się mniejsze porcje jeść, ale częściej (oczywiście mam na myśli normalne jedzenie a nie słodycze :P). Nie wiem czy są jeszcze efekty tego widoczne na wadze, bo boję się na nią stanąć, ale powoli nogi wracają do swojego poprzedniego stanu ;)
CZYTANIE
Mam nadzieję, że w końcu tą książkę skończę! Ile można ją męczyć. Przestałam jeździć tak często autobusami a tam najbardziej lubię czytać ;)
POZA TYM
Byliśmy w kinie na Ant-manie. Pozytywnie zaskoczona byłam. Można się pośmiać na nim, a myślałam, że będzie sztywno i średnio :) Ale na szczęście mam odpowiednie osoby, które naciskają na mnie, żebym dała niektórym filmom (tudzież aktorom - średnio trawię Toma Cruise'a) szansę.
Z fajniejszych rzeczy, po dwóch latach odwiedziliśmy zoo w Myślęcinku i było kolejne zaskoczenie. Sporo się tam zmieniło. Najbardziej mi zależało na obczajeniu niedawnego ich nabytku - Paska the Tiger! Słodkie zwierze. Spędziliśmy przy jego zagrodzie dobre pół godziny z naszego 3-godzinnego pobytu tam - to o czymś świadczy. Był w ruchu praktycznie cały czas. Podchodził do nas bardzo blisko. Byliśmy również świadkami tego, jak pije ze stawu wodę. Może jakoś nie brzmi to rewelacyjnie, ale dla porównania pierwszego w życiu tygrysa widziałam rok temu w zoo w Oliwie i tam tylko zwierze leżało i dupą się do nas odwróciło... A tutaj piszczałam jak jakaś 6-latka, która spotkała na żywo Mikołaja i prezenty do niego dostała ;) Trzeba umieć się cieszyć z banalnych rzeczy ;)
Ubiegły weekend to był spływ kajakowy i nocleg pod namiotami.
a) nigdy nie płynęłam kajakiem (chyba że mam jakieś luki w pamięci i poprzedniego razu nie pamiętam)
b) ostatni raz nocowałam pod namiotem jak miałam jakieś 10lat
Same kajaki to fajna sprawa. No chyba że ktoś w wyścigach chce brać udział, wtedy już tak lajtowo nie jest. Natomiast namioty ciut inaczej zapamiętałam. Po pierwsze zupełnie inaczej teraz one wyglądają. Są takie cienkie, lekkie, w miarę proste do rozłożenia, ale ma się wrażenie, że przy pierwszym silniejszym wietrze wszystko odleci.. Po drugiej, wydaje mi się, że staramy się zabrać swoje miejskie życie ze sobą do lasu, nawet na jedną noc. I tak musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Niektórzy bez sklepu nie mogą wytrzymać nawet jednego dnia, najchętniej całą łazienkę zabraliby ze sobą i tragedią staje się brak zasięgu i niski poziom baterii. Ja swój telefon zostawiłam w domu, ponieważ wszyscy, z którymi chciałam spędzić ten czas, byli ze mną. To z kim miałabym się kontaktować? 20 lat temu ludzie też wyjeżdżali na biwaki bez telefonów komórkowych i nic im nie było. Z kosmetyków i takich pierdół to krem z filtrem zabrałam, pomadkę ochronną i podróżną szczoteczkę do zębów. Mieliśmy jeszcze spray na komary, ale w ogóle go nie użyliśmy. Nie trzeba wiele zabierać na takie wyjazdy, szczególnie jeśli one krótko trwają. Ale ciekawe, jakby moje pakowanie wyglądało, gdybyśmy na tydzień pojechali ^.^ Może kiedyś się przekonam ;)
A teraz do roboty!