niedziela, 15 lutego 2015

W 11 ;)

Niestety mój humor nadal grobowo-trumienny jest. Nawet chyba bardziej niż tydzień temu. 

 BIEGANIE
Mogłabym stwierdzić, że lepiej mi się biegało niż tydzień temu. Cieszę się, z dodatnich temperatur i faktu, że śnieg w szybkim tempie znika z lasu. Na początku tygodnia byłam zmuszona większość treningów zrobić po chodniku. Moje buty to nie łyżwy i nie nadają się na to lodowisko w lesie. 
Ale dzisiaj i wczoraj miałam kryzys. Wczoraj źle się czułam (tu podejrzewam, że winne są słodycze, które pochłaniam w zastraszających ilościach, kiedy jestem w Słupsku). Ale dzisiaj to miałam wręcz wrażenie, że jestem zupełnie inną osobą. Taką, która nie przepada za bieganiem i nie jest w stanie przebiec 5km, mimo że ma w planie 25km do przebiegnięcia. Tak jakbym przez ostatnie 2 lata w ogóle nie biegała.. jakbym zaczynała po długiej przerwie.. i wcale tego nie lubiła.. Dziwne.. Ale jak już zaczęłam, to jakoś poleciało.

ĆWICZENIA
Standardowo na sali. Dwa obwody po 29x30''/30'' przerwy. Nic poza tym niestety.

SŁODYCZE
Dobrze się trzymałam w środku tygodnia. Na prawdę starałam się ograniczać do jednej słodkiej przyjemności dziennie. W Tłusty Czwartek zaliczyłam 3 pączki (jeden rano, dwa po treningu na sali), co, wydaje mi się, jest sukcesem jeśli chodzi o ten tłusto-słodki dzień. Ale weekend to porażka jakaś. Tutaj na wszystko mam ochotę.. i nie mam problemów z dostępnością, wszystkiego pełno jest. Nie muszę o 20:50 biec do sklepu, bo zawsze coś słodkiego w domu się znajdzie.. Eh.. ale kolejny 10-dniowy odwyk w Bydgoszczy ;)


CZYTANIE I MAGISTERKA (i FRANCUSKI tymczasowo zawieszony)
Nic a nic, należy mi się ukamienowanie... end of topic..


Czy liczę na jakąś poprawę?  Na chwilę obecną mój entuzjazm jest poniżej poziomu morza. Nie mam najmniejszej ochoty pracować nad żadną z tych dziedzin.. Marzą mi się tygodniowe wakacje od biegania, nie dlatego że mnie to nudzi, czy zmęczona jestem (chociaż bolące łydki dają o sobie znać), ale że zajmuje to sporo czasu wbrew pozorom. Szczególnie kiedy mam dwa treningi dziennie = 2x przebieranie, 2x bieganie, 2x rozciąganie, 2x mycie i 2x przebieranie się w normalne rzeczy + 2x posiłek regeneracyjny. To kawał czasu.. a treningi nie trwają 30min.. Nie żebym się żaliła, bo aż tak bardzo mi nie przeszkadza (zawsze to jakaś wymówka), ale doba mogłaby mieć kilka-kilkanaście godzin więcej.

Miłego następnego tygodnia życzę!

1 komentarz:

  1. jak patrze na twoje samozaparcie w kwesti cwiczen to az zazdroszcze, musze sie za siebie zabrac bo tylko 3 miechy do twojego wesela a ja poki co nie widze sie w zadnej sukience z odkrytymi ramionami... buuu

    OdpowiedzUsuń