niedziela, 19 kwietnia 2015

20. tydzień

Tak na szybkiego, bo w zasadzie cały ten tydzień taki był i aż dziw, że już się kończy, a my zdążyliśmy całą Polskę przejechać w tym czasie. 

BIEGANIE
Maraton był sprawcą całego zamieszania (między innymi). Mieszane uczucia co do niego miałam. Brakowało mi ekscytacji, którą odczuwałam przy okazji pierwszego maratonu w Poznaniu w ubiegłym październiku. Jeszcze rano jak jechaliśmy na Stary Rynek, gdzie mieścił się start, mówiłam że mi się nie chce biec. Nie dlatego że to długi dystans i ponad 3 godziny miałam się wysilać, żeby swój cel (poniżej 3:30) osiągnąć. Ale nagle to wszystko jakieś obojętne mi się zrobiło.. 

Smoczy medal dla Smoczycy ;)
Pogoda jakaś nie ta, mimo że wiedziałam, że na nią akurat nie mogę narzekać, bo zawsze mogło być gorzej (taka właśnie była dzień przed - deszcz, grad, słońce (co 15 minut się to wszystko wymieniało). Na samym starcie też bez większego stresu i ekscytacji ustawiłam się za balonikami na 3:15 - nie znaczy to jednak, że chciałam grzać za nimi, po prostu to miejsce wydawało mi się odpowiednie. Ruszyliśmy i tak do połowy mi się dosyć dobrze biegło (21 km - 1:47:27), a potem to czasami biodro zabolało, to dawno odzywające się lewe kolano postanowiło dać o sobie znać. Jednak najgorzej zaczęło się dorobić koło 33 km. Ogólnie chciałam po 30 km przyspieszyć trochę i może to doprowadziło do tego, że moje nogi nagle zaczęły robić się jakieś ciasne - tak jak słomką chce się wyssać sok z kartonika łącznie z powietrzem, które się w nim znajduje tak, że kartonik imploduje. Kombo zaliczyłam w momencie, kiedy na 37 km zdecydowałam się ciut wcześniej wziąć żel i na 37,5 km przy punkcie odżywczym pocić go 2-3 łykami wody (i już do mety nic nie pić) + podbieg zaraz po piciu w połączeniu z nogami umarlaka = jakiś kosmos. Szczerze (przykro mi to mówić), podbudowało mnie nieszczęście kumpla na trasie. Ów kumpel wyprzedzał mnie od samego początku o dobre pół kilometra jak nie więcej. Widziałam go jedynie na zawrotach. A jego plecy narysowały się przede mną na 38 km. "To Marek też ma kryzys... uff nie tylko ja w tym siedzę". Zamieniłam z nim kilka zdań i okazało się, że już ciut lepiej się czuję i postanowiłam dogonić jakąś rudą laskę, która sporo kilometrów wcześniej mnie odważyła się ;) wyprzedzić. Siły nic a nic więcej nie przybyło. Dobił mnie jeszcze jeden podbieg. Odrzuciłam wszelkie nadzieje na przyspieszenie i zdecydowałam się po prostu utrzymać aktualne tempo. Na metę dobiegłam w 3:21:40 (o prawie 17 min lepiej od mojego październikowego wyniku). Tym razem obyło się bez sprintu, ale przynajmniej z uczuciem, że zapracowałam na ten wynik, a nie że spadł mi z nieba (bo takie wrażenie właśnie miałam w październiku). Zadowolona jednak bardzo jestem z miejsc, które zajęłam - 7 w K20 i 20 w OPEN Kobiet :)

 Nieoceniony był doping Ukochanego, którego mijałam 4 razy i zawsze z daleka już go wypatrywałam i szybko wyłapywałam. Ludzie zapewne za wariatkę mnie brali, kiedy słałam masę buziaków w jego kierunku :P Ale to jest bardzo motywujące, kiedy się wie, że na trasie jest osoba, która będzie czekać na Ciebie - dla mnie to jest taki checkpoint (im takich więcej tym lepiej, szybciej czas mija). Oczywiście mogą to być również znajomi (ja np. przy nawrotach wypatrywałam kumpla i nie wiadomo kiedy znajdowałam się kilometr dalej), aczkolwiek im bliższa osoba tym lepiej. Często praktyką wśród biegaczy jest przebiegnięcie ostatnich metrów i mety z dziećmi. W chwilach zwątpienia na trasie przypominają sobie, że jednak komuś na końcu coś tam obiecali, a nie można dziecka zawieść ;)

ĆWICZENIA
Z niczym nie kombinowałam, jedynie ostatnie treningi przed maratonem.

SŁODYCZE
Tych było mniej na początku tygodnia zważywszy na fakt, że w poniedziałek rozpoczęłam dietę białkową i nie spożywałam węglowodanów (a przynajmniej starałam się je ograniczyć do minimum). Chciałam obejść system i żeby trochę się rozweselić kupiłam gumy do żucia Orbit dla dzieci (pssst one są bez cukru ;)

CZYTANIE
Wygrałam książkę "Sztuka szybkiego biegania" (tak monotematycznie u mnie) w rywalizacji na Endomondo i została wręczona mi dzisiaj przy okazji wręczania nagród dla najszybszych biegaczy Cracova Maraton. W drodze powrotnej przeczytałam kilka stron do momentu, kiedy brak słońca mi uniemożliwił czytanie :P 

FRAN I MGR
 Bez zmian.

A teraz, mam nadzieję, posta do ślubu, który mnie czeka za 12dni ;)
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz