Żeby nie było, że fatalna jestem i nic nie czytam (chociaż aktualnie tak jest, bo moim ulubionym zajęciem stało się spanie :), mogę się "pochwalić", że w końcu udało mi się coś skończyć.
Nie wiem jak Wy, ale ja po przeczytaniu książki bardzo lubię czytać innych recenzje, nieważne czy książka mi się podobała czy nie (chociaż jeśli nie, to bardziej mnie interesi, czy innych wnerwiały te same rzeczy). I tak jak weszłam na goodreads.com już byłam w stanie się zgodzić z pierwszym komentarzem, który przeczytałam. Po okładce, która chyba przekonała Pita, żeby kupił tą książkę, można było się spodziewać, że to lekka książka napisana z humorem dla dzieci. Ale w w trakcie czytania, okazuję się, że bynajmniej taka nie jest.
"Wilken" pani Toft (lat 53 i się urodziła w Nowy Rok ;) to wg wydawnictwa "powieść przygodowa dla dzieci z elementami fantasy i thrillera", co dla mnie mija się z prawdą. Dla młodszych dzieci może być za ciężka, szczególnie, że na początku akcja powoli się rozkręca i dziecko może szybko się znudzić, zanim dojdzie do najlepszego. Prędzej to książka dla +12latków, ale nie mam zbytnio na kim jej przetestować ;) Poza tym "z elementami" to nieporozumienie, bo ta książka to jeden wielki thriller fantasy ;P
Wciągnęła mnie dość szybko i pewnie jakbym nie miała jakichś tam spotkań/zobowiązań (nie pamiętam jakich, ale pewnie takowe były) to bym w 3 dni ją skończyła, a tak to jakieś 6mi to zajęło. Ale to i tak lepiej niż "Catcher.." :P Teraz jestem w trakcie 2 części, która wydaję się nawet lepsza od poprzedniej, ale przez mój ostatni brak humoru na cokolwiek, w ogóle mi nie idzie czytanie :P Ale w niedzielę muszę je oddać, więc termin mnie goni. A na jesień 3 część :)