poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Króliś/Szkodnik, basen i Don't starve

Pan Szkodnik pozdrawia..
Grrrr miłość do mojego zwierza się właśnie zakończyła. Znosiłam sikanie na kanapę przed wiele lata. Tyle razy miałam ochotę go pochlastać. Ale nie mam zamiaru tolerować tego w nowym mieszkaniu.. zdarzyło się raz i więcej się nie powtórzy. Chociaż i tak sporo czasu wytrzymał, bo prawie równy rok, ale w sumie od 2 miesięcy urządza sobie spacery do drugiego pokoju. Nie, nie mam zamiaru go za to chwalić. Grrr. Chyba wie, że źle zrobił.. Ma czas żeby przemyśleć swoje zachowanie :P Swoją drogą nie sika nigdzie w domu, ale jak wlezie na łóżko to robi to natychmiastowo... jakby wiedział, że akurat to miejsce wkurwi mnie najbardziej.. Dość żalenia się, czas na podsumowanie.

BIEGANIE
86.5km w tym (a raczej poprzednim) tygodniu. Jeden trening pominięty (nie wiem why? chyba wybitnie mi nie leżał, mimo że to nic ciężkiego nie było). Tempo jakoś nie jest rewelacyjne, to znaczy ja z niego nie jestem zadowolona. To nie tak, że zawsze tak uważam. Są dni, kiedy faktycznie jestem zadowolona ze swojego treningu, szczególnie jak długo się do niego zbierałam (czyt. cały dzień lub psychicznie już dzień wcześniej go przeżywałam). Nie zmienia fakty, że jakieś drugie zakresy czy kilometrówki wychodzą średnio. Zastanawiam się, czy sama podświadomie się blokuję i czy powinnam mieć osobę, która mi tempo narzuca.

ĆWICZENIA
Milion kcal :P
Nie było :P Ale był basen. Długo to nie trwało, bo samego "pływania" w moim wykonaniu było zaledwie 35min/45min pobytu w wodzie. Marzę o dniu, kiedy się pokochamy w pływaniem. Na chwilę obecną to jedynie forma relaksu. Chodzą mi po głowie ćwiczenia po bieganiu, ale zwykle wracam w takim stanie opłakanym, że nie wiem czy za picie, jedzenie czy prysznic się zabrać najpierw.

SŁODYCZE
Zapomniałabym o tej kategorii. Chyba ogólnie tragedii nie ma, bo więcej owoców ostatnio jem. Mimo to zdarzają się wyżerki, bo teściowie rozpieszczają ;)

CZYTANIE
Skończyłam czytać książkę o kupie! Finally! Trochę czasu to zajęło, ale jestem bogatsza o sporo nowych informacji. Polecam posłuchać jak sama autorka wypowiada się o temacie. Urocza dziewczyna :) Teraz na tapecie 30 dni do zmian Edyty Zając. Co poradzę, zawsze lubiłam poradniki ;)

POZA TYM
No wciąga ;)
<rumieni się> Wciągnęłam się w Don't Starve i będę musiała niedługo leczyć się z uzależnienia. Teraz we śnie ciągle chodzę i zbieram rzeczy: "to się przyda/ potrzebuję jeszcze _ tego". A potem rano zmęczona jestem, skoro tyle się napracuję w nocy ;) W tym tygodniu zapowiadają upały i straszą pobiciem rekordowej temperatury (coś koło 40.2st w cieniu). Byle za 40-41 dni takiej pogody nie było ;)

niedziela, 26 lipca 2015

Zoo i tygrys, spływ i namiot, półmaraton i Puck

Po krótkiej przerwie czas zdać relacje. Pewnie sporo rzeczy mi umknęło, ale te najważniejsze zapewne jeszcze pamiętam.

BIEGANIE
Zaczęło się od wizyty mojego brata w Bydgoszczy. Dosyć dobrze mi szło bieganie wtedy, żadnego treningu nie pominęłam i byłam z tego bardzo dumna. Na koniec tygodnia zaliczyliśmy kibicowanie uczestnikom triathlonu w Bydgoszczy. To mój debiut w tej dziedzinie i muszę przyznać, że czułam się jak ryba w wodzie. Zapewne zupełnie inaczej by to wyglądało, gdybym sama miała brać w tym udział :P Pewnie pierwsze co to bym się utopiła. 
Kolejny tydzień już nie był taki różowy. Na 7 treningów zrobiłam tylko 3 - deficyt motywacji :( Coś okropnego.. Mąż mnie z domu wywalał, a ja z grymasem na twarzy wychodziłam. Wiem, wiem. To powinno sprawiać przyjemność, a nie zachowywać się, jakby za karę się to robiło, w końcu to moja decyzja. Są jednak pewne aspekty tej aktywności fizycznej, których nie robi się z uśmiechem i  radością. Ta dopiero przychodzi po paskudnej walce z samą sobą i wykonanym treningu. Warto.
Natomiast ten tydzień zdecydowanie lepiej poszedł. Ilość kilometrów też nieco w górę poszłam. Wczoraj pobiegłam w Pucku półmaraton. Zdaję sobie sprawę, że trasa i warunki były ciężkie (mój pierwszy start w deszczu i zapewne nie ostatni), ale moją "fatalną" formę (czy raczej niedyspozycję tego dnia) zwalam na te braki w treningach i niesystematyczność. UROCZYŚCIE OBIECUJĘ POPRAWĘ. Poza tym udało się co nie co wygrać, więc coś na osłodzenie łez dostałam ;) Przynajmniej wiadomo, że warto!

ĆWICZENIA
Nie ćwiczyłam chyba nic a nic. Brakuje mi fitnessu z Martą. Doszłam do wniosku, że nie ma co liczyć na poprawę formy bez pracy nad innymi mięśniami niż nóg, więc od jutra wplatam dodatkowe treningi!

SŁODYCZE
Umiarkowana ilość. Ostatnio ogólnie staram się mniejsze porcje jeść, ale częściej (oczywiście mam na myśli normalne jedzenie a nie słodycze :P). Nie wiem czy są jeszcze efekty tego widoczne na wadze, bo boję się na nią stanąć, ale powoli nogi wracają do swojego poprzedniego stanu ;)

CZYTANIE
Mam nadzieję, że w końcu tą książkę skończę! Ile można ją męczyć. Przestałam jeździć tak często autobusami a tam najbardziej lubię czytać ;)

POZA TYM
Byliśmy w kinie na Ant-manie. Pozytywnie zaskoczona byłam. Można się pośmiać na nim, a myślałam, że będzie sztywno i średnio :) Ale na szczęście mam odpowiednie osoby, które naciskają na mnie, żebym dała niektórym filmom (tudzież aktorom - średnio trawię Toma Cruise'a) szansę.


Z fajniejszych rzeczy, po dwóch latach odwiedziliśmy zoo w Myślęcinku i było kolejne zaskoczenie. Sporo się tam zmieniło. Najbardziej mi zależało na obczajeniu niedawnego ich nabytku - Paska the Tiger! Słodkie zwierze. Spędziliśmy przy jego zagrodzie dobre pół godziny z naszego 3-godzinnego pobytu tam - to o czymś świadczy. Był w ruchu praktycznie cały czas. Podchodził do nas bardzo blisko. Byliśmy również świadkami tego, jak pije ze stawu wodę. Może jakoś nie brzmi to rewelacyjnie, ale dla porównania pierwszego w życiu tygrysa widziałam rok temu w zoo w Oliwie i tam tylko zwierze leżało i dupą się do nas odwróciło... A tutaj piszczałam jak jakaś 6-latka, która spotkała na żywo Mikołaja i prezenty do niego dostała ;) Trzeba umieć się cieszyć z banalnych rzeczy ;)

Ubiegły weekend to był spływ kajakowy i nocleg pod namiotami. 
a) nigdy nie płynęłam kajakiem (chyba że mam jakieś luki w pamięci i poprzedniego razu nie pamiętam)
b) ostatni raz nocowałam pod namiotem jak miałam jakieś 10lat

Same kajaki to fajna sprawa. No chyba że ktoś w wyścigach chce brać udział, wtedy już tak lajtowo nie jest. Natomiast namioty ciut inaczej zapamiętałam. Po pierwsze zupełnie inaczej teraz one wyglądają. Są takie cienkie, lekkie, w miarę proste do rozłożenia, ale ma się wrażenie, że przy pierwszym silniejszym wietrze wszystko odleci.. Po drugiej, wydaje mi się, że staramy się zabrać swoje miejskie życie ze sobą do lasu, nawet na jedną noc. I tak musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Niektórzy bez sklepu nie mogą wytrzymać nawet jednego dnia, najchętniej całą łazienkę zabraliby ze sobą i tragedią staje się brak zasięgu i niski poziom baterii. Ja swój telefon zostawiłam w domu, ponieważ wszyscy, z którymi chciałam spędzić ten czas, byli ze mną. To z kim miałabym się kontaktować? 20 lat temu ludzie też wyjeżdżali na biwaki bez telefonów komórkowych i nic im nie było. Z kosmetyków i takich pierdół to krem z filtrem zabrałam, pomadkę ochronną i podróżną szczoteczkę do zębów. Mieliśmy jeszcze spray na komary, ale w ogóle go nie użyliśmy. Nie trzeba wiele zabierać na takie wyjazdy, szczególnie jeśli one krótko trwają. Ale ciekawe, jakby moje pakowanie wyglądało, gdybyśmy na tydzień pojechali ^.^ Może kiedyś się przekonam ;)

A teraz do roboty!

poniedziałek, 6 lipca 2015

3-dniowe wakacje

Niestety jesteśmy zmuszeni zawiesić nasz mały zakład do momentu, kiedy Angelina odzyska sprawność w prawej ręce :( Miała poważny wypadek i życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia :*
Ale ponieważ blog jest dla mnie a nie dla Was.. ja nie mam zamiaru zawieszać swojej skromnej działalności ;)

BIEGANIE
W tym tygodniu (a w sumie w poprzednim) zaliczyliśmy nieznośne upały, a one zbytnio nie wpływają korzystnie na bieganie. Szczerze? Wolałabym biegać przy -10 czy -15 stopniach niż powyżej 25. Miałam epizody z moimi asicami po godzinie 10 czy 13 i za każdym razem mówiłam, że to był mój ostatni raz. Tym razem mam zamiar się tego trzymać i póki co dobrze mi idzie. W związku z wyjazdem do Słupska musiałam jeden trening opuścić, ponieważ w grę wchodziły treningi tylko wcześnie rano a to by przełożyło mój wyjazd o kilka godzin. Nie płakałam z tego powodu, ale zawsze mam wyrzuty sumienia. Założę się, że podejście nr 2 będzie w tym tygodniu. 
Co jeszcze zauważyłam? Mimo iż wcześnie rano biegam (endomondo określa to jako early morning run) i tak dość ciepło było. Ciężkie treningi wypadały mi miernie z tego powodu, a te, które miały być w dowolnym tempie wychodziły bardzo dobrze.. Nie wiem od czego to zależy, ale skakać będę z radości, kiedy w końcu będą niższe temperatury.

ĆWICZENIA
Byłam na ostatnim fitnessie przed wakacjami i wycisk był. W środę zakwasy osiągnęły punkt kulminacyjny. Na szczęście zaopatrzyłam się w Blackroll i mam zamiar skupić się na regeneracji, bo pobolewa mnie gdzieniegdzie. A teraz musiałabym zacząć ćwiczyć w domu, ale boję się tych zakwasów, które  nie wpływają najlepiej na moje bieganie.

SŁODYCZE
Kupa słodyczy. Zapasy ogromne. 


CZYTANIE
Powoli wracam do historii kupy. Boli mnie, że tego Outlandera nie zaczęłam i będę musiała sporo czasu poświęcić na niego, ponieważ zbliża się czas jej oddania ;( 

FRAN
Na chwilę obecną nada. 

Odpoczywam i zabieram brata do Bydgoszczy. Należą mu się wakacje. Niezbyt dobrze je rozpoczął - wycięty wyrostek. Kilka dni w innym mieście dobrze mu zrobią. 
Do tego zaliczyliśmy wczoraj smażenie się w aquaparku w Jarosławcu. Tego samego dnia odbył się tam Bieg po plaży, w którym nie wzięłam udziału. Dzięki Bogu!

niedziela, 28 czerwca 2015

Połóweczka

Dzisiaj minimalne pisanie, bo mnie boli tyłek od siedzenia :P

BIEGANIE
Lepiej niż ostatnio. Myślę, że wracam powoli do formy (jeszcze z dietą przydałoby się coś zrobić). W tym tygodniu pokonałam jakieś 86 km. Wczoraj odbył się półmaraton i bieg na 10 km w Unisławiu. Koleżanka miesiąc temu mnie namówiła na połówkę i nie żałuję. Na początku na luzie podeszłam do sprawy, pierwsze 5-6 km przegadałam sobie z jakimiś panami na trasie i 30 minut szybko zleciało. Natomiast końcówka to psychiczna tortura. Na ostatnim kilometrze był podbieg o 7% nachyleniu i 2 km przed nim to wyczekiwanie na skazanie. Tempo spada i głowa walczy, żeby przypadkiem do marszu nie przejść. Ostatecznie wyszło nie najgorzej, nawet na jakieś nagrody się załapałam (uwielbiam takie niespodzianki ;). Ale w losowaniu nagród rzeczowych tyle szczęścia nie miałam.
Następny start za miesiąc i póki co dalej ciągnę przygotowania do maratonu. 

ĆWICZENIA
Po poniedziałkowej tabacie u Marty moje wszystko błagało o wolne. We wtorek ciężko mi było złapać oddech w trakcie biegu, bo zakwasy na klatce piersiowej miałam. W środę czułam, że mój trening nie ma prawa wyjść i potrzebuję dnia przerwy. Nie lubię tego robić.. Mogę mieć godzinne problemy z wyjściem na bieganie, ale rezygnacja z biegania to już ciągnące się za mną wyrzuty sumienia.. Ale miało być o ćwiczeniach ;) W czwartek zrezygnowałam z fitnessu, bo jedna w sobotę bieg miał być i nie chciałam wbiegać na metę z zakwasami. A jutro niestety są ostatnie zajęcia w tym półroczu. Dacie wiarę, że szkoła nie pracuje w wakacje i nie wynajmuje sali? :P No nic, w to miejsce będę musiała jakieś zastępstwo wymyślić.

SŁODYCZE
Hmm.. przestałam na to zwracać uwagę. Ale jak ktoś stawia na stół fondu albo dostaje się wielki placek na wynos do domu, nie może się to po prostu zmarnować!

CZYTANIE
Chyba nic w tym tygodniu nie ruszyłam. Żałosne wręcz. Bardziej byłam zajęta i zafascynowana fabułą Wiedźmina 3 i nie w głowie mi było czytanie. Przy Wiedźminie doskonale się bawię, ale będę zadowolona, kiedy w końcu się skończy i będę mogła spokojnie wrócić do czytania. Ogólnie w tym tygodniu czy w sumie przez ostatnie 2 tygodnie pochłonęła mnie jeszcze jednak gra (i idzie mi w nią coraz lepiej ;) Rogue Legacy

FRAN
Zaczęłam naukę na Duolingo :D I zaczynam wszystko od podstaw, bo się okazało, że mega podstawowe błędy robię, więc muszę sobie co nie co odświeżyć ;)

niedziela, 21 czerwca 2015

Chory króliś, zakwasy i biblioteka

Ognisko było udane. Doszliśmy do wniosku, że częściej się powinniśmy spotykać na takich imprezach, aczkolwiek wtedy by się nam pewno znudziło i już nie byłoby tak fajnie. Kolejne takie spotkanie zaplanowane jest na 12 września, o ile się nie mylę, i mnie ominie :( Dzień po moich urodzinach i dzień przed maratonem - no raczej się nie rozdwoję..
A ogólnie cały tydzień kręcił się wokół naszego królisia, który zamiast szybkiego manicure u weterynarza zaliczył zabieg usunięcia ropnia :( Paskudna sprawa. Przemywanie rany, podawanie leków. Ktoś by pomyślał, że ćpunami jesteśmy, tyle strzykawek u nas znajdziecie (na szczęście bez igieł, bo wszystko doustnie, czy raczej dopyszczkowo podawane jest).

BIEGANIE
54km w tym tygodniu. Byłoby o 14 więcej, ale mam tak zmęczone uda, że szkoda gadać. Przynajmniej zacznę aktywnie kolejny tydzień. Pogoda zadziwiająco łaskawa była w tym tygodniu, bo deszczu za wiele nie było i temperatura optymalna do biegania. Chociaż raz cała mokra wróciłam do domu, bo na ostatnich 300m przed blokiem mnie deszczyk dopadł, ale kogo to wtedy obchodzi, kiedy to bardziej ulga niż dyskomfort.

ĆWICZENIA
Ładnie dwa razy pomaszerowałam na fitness. Zabrałam nawet koleżankę ze sobą, żeby dotrzymała mi towarzystwa w poceniu ;) Poniedziałkowe zajęcia to tabata była, czwartkowe uda z obciążeniem (aczkolwiek ja do tego również ramiona czułam). Zapracowałam sobie na zakwasy i liczę na kolejne.

SŁODYCZE
Lipa ^^ Ale żelki takie smaczne są :D Cukier <3 Przymierzam się do zakupu ksylitolu, biorąc pod uwagę, że cukru za wiele nie używamy a zostały nam może ze dwie łyżki białego. Myślę, że w niedługo w jakiś wypieki będę mogła się pobawić.

CZYTANIE
Za wiele nie czytałam. Głównie dlatego, że autobusem zbytnio nie jeżdżę, a ze 4 razy w tygodniu odbywałam takie 20-30-minutowe podróże, podczas których czytałam. W domu zwykle po jednym akapicie robię się senna. A tak na prawdę wole oglądać, jak Ukochany gra w Wiedźmina, bo to strasznie ciekawe jest ^^Chcę zakończyć przygodę z układem trawiennym i w końcu ukończyć jakąś książkę, bo mam tyły. Prawie dwa tygodnie temu zapisałam się do biblioteki miejskiej (6 lat się mieszka w tym mieście, a dopiero teraz postanowiłam to uczynić). Zrobiłam, bo kusiła mnie książka, na podstawie której nakręcono Outlandera i w tym tygodniu ją wypożyczyłam. Ta cegła ma ponad 700 stron! Muszę się streszczać, jeśli mam się wyrobić w miesiąc ( teraz już w jakieś 3-4 tygodnie) z przeczytaniem jej ;)

Myślę, że w tym tygodniu się zabiorę za fran i magisterkę. Czas najwyższy! 

niedziela, 14 czerwca 2015

Back to basics

Wychodzę za 30min na ognisko, więc tak na szybkiego dzisiaj, bo nie wiem, o której wrócę ;) Raz nie zawsze ;)

BIEGANIE

Wróciłam do życia! Chociaż ostatnie temperatury nie zachęcają do biegania, raz nawet powiedziałam że nie ma szans żebym biegałam po południu, to i tak wychodzę o każdej porze dnia. Staram się jednak konsultować z pogodą, żeby trafić na jakieś 17-19 stopni a nie na 25 na przykład. Różnie to wychodzi - albo wybierasz 25 stopni o godzinie 14 albo nagłe ulewy po godzinie 19 :P 
W tym tygodniu wyszło 51,5km - nie za dużo, ale więcej niż przez ostatnie 2 miechy. Dzisiaj zaliczyłam pierwszy start od maratonu. Nie był to mój ulubiony dystans - 5km. Tragedii nie było, czas 20:55 i 4 miejsce w kategorii open kobiet - niczego nie żałuję! ;) Ale czułam kilometrowy niedosyt, mój bieg nie może się kończyć na 5 kilometrach.. :) Miłe uczucie. Mimo to udało się wrócić ze statuetką do domu - za pierwsze miejsce z kobiet w mojej grupie biegowej.

ĆWICZENIA

Dwa razy fitness z Marta zaliczyłam. Kolejne dwa zajęcia w przyszłym tygodniu mam już opłacone, więc odwrotu już nie ma. W czwartek męczyłyśmy ręce - baaaaardzo słabe witki mam. Z kondycją nie najgorzej, ale jeszcze sporo pracy przede mną.

SŁODYCZE

Tu miałam lepsze i gorsze dni. Weekend trochę gorszy od środka tygodnia był. Na jego początku zbytnio mnie nie ciągnęło do słodyczy, bo pewnie ćwiczenia mnie zmobilizowały, ale nie trwało to długo ;)

CZYTANIE

Od wtorku czytuję sobie historię KUPY ;) Historię wewnętrzną, bo o niej mowa, polecam osobom, które są zaciekawione układem trawiennym, a nie są zbytnio w temacie (czyt. nie studiowały medycyny i innych pokrewnych kierunków). Bardzo przystępnym językiem napisana przez Giulię Enders. Póki co książka pełna ciekawostek, nad którymi nigdy wcześniej się nie zastanawiałam.

Do tego obejrzałam kilka filmów. Dwie ekranizację powieści: Love, Rosie i Zostań, jeśli kochasz. O ile ta pierwsza dosyć przyjemna była i lekko się ją oglądało, tak ta drugą nudna i się strasznie dłużyła. Jak na film trwający 1h46min miałam wrażenie, że z 2,5h straciłam. Gdybym miała klawiaturę pod ręką, to na bank bym przyspieszała po 10sekund sporo razy. Ale jak mój Ukochany stwierdził, już przestałam być targetem.. może faktycznie coś w tym jest i 10lat temu film mógłby mi się spodobać? Who knows


FRAN

Oglądałam świnkę Pepę po francusku. Nie wiem czy to się liczy, bo dosyć szybko zmieniłam język na angielski :P

MGR

Stoi w miejscu, żeby potem ruszyć ;)

niedziela, 7 czerwca 2015

Seriale

Ten tydzień był bardzo dziwny. Nie do końca wiem, kiedy się zaczął, a kiedy kończy. Na uczelni jakieś roszady - nagle środa staje się piątkiem, potem czwartek święto. Nie wiem, czy weekend minął, czy może ciągle trwa.. Dobrze, że dni tygodnia jeszcze mi się nie mylą.

BIEGANIE
Lipa. Taka lipa, że nawet nie chce mi się zgrywać treningów z zegarka, bo tak niewiele ich jest. Kolejny tydzień biegałam 2 razy tylko.. Trzeba się wziąć w garść. Czasu za wiele nie zostało.

ĆWICZENIA
Ha odbyły się raz ^^ Chodakowska po 30 minutach była ze mną dumna. Ja z resztą też. Nie jest fajnie ćwiczyć, kiedy ma się w domu 25-26 stopni. Jutro ćwiczeń ciąg dalszy ;)

SŁODYCZE
Tu gorzej szczególnie, jeśli ktoś sam zapełnia nam lodówkę słodkościami (tak, lodówkę - ciasta z kremami w szafce nie przetrwają)... no zmarnować się nie może.. A później to większość owoce, ale miałam wrażenie, że w takich ilościach że aż niezdrowo.

CZYTANIE
W minionym tygodniu porzuciłam czytanie na rzecz oglądania serialu. Nie ma tego złego co by na dobre nie było.
Tydzień temu to był Poldark, w tym tygodniu Outlander. Niby oba to UK, ale akcja tego pierwszego toczy się w Kornwalii, tego drugiego w Szkocji. Dwa różne od siebie seriale, ale oba się bardzo dobrze oglądało. Outlander był, jak dla mnie, bardziej wciągający. Nic dziwnego, ponieważ posiada 16 odcinków, a to dwa razy więcej niż Poldark, każdy kończący się na "NO A CO BĘDZIE DALEJ!"
Do obejrzenia zachęciło mnie porównanie obu seriali na pulpozaur.pl.
Wracając do czytania, mam w planie zaopatrzyć się w kartę biblioteczną i wypożyczyć Obcą. Swoją drogą, mieszkam prawie 6 lat w Bydgoszczy a nie wyrobiłam sobie karty do biblioteki miejskiej oO Shame on me!

MGR
Stoi w miejscu..

niedziela, 31 maja 2015

Nowa nadzieja ;)

Do tej pory najdłuższy tydzień w tym roku dla mnie to był. Różne plany w różnych dziedzinach, a i tak wszystko zweryfikowało życie.

BIEGANIE

Optymistycznie w poniedziałek przebiegłam 8km i chciałam się trzymać planu, który zakładał 60km w tym tygodniu. Wyszło 16km i tylko dwa razy biegałam. Sporo na głowie miałam i pierdyliard innych wymówek. ŻAL PL. Ale zapisałam się na jeden półmaraton 27 czerwca i dzisiaj opłaciłam start w maratonie we Wrocławiu, więc imprezy ustawione są i można na poważnie zabrać się za bieganie. Czy jest lepszy moment od 1 dnia miesiąca, który do tego jest poniedziałkiem? ;)

ĆWICZENIA

Nawet mi przez myśl nie przeszły :P Ale jakiś trening uzupełniający muszę wpleść - coś na nogi i brzuch najlepiej ;)


SŁODYCZE

Ciasto upiekłam pierwszy raz od kilku miesięcy ;) Dzień Matki zobowiązuje do czegoś ;) Soki dalej pijemy. Odkryciem sezonu dla mnie było dodanie zblendowanych truskawek do soku - PY-CHA!
A samych słodyczy była kupa i wolę je wymazać z pamięci.

CZYTANIE
Czas nie sprzyjał czytaniu albo to wina książki. Mam wrażenie, że zatrzymałam się w tym samym miejscu co poprzednio i ruszyć się dalej nie mogę. Jak zaczynam, czytam dwa zdania i mam dość.. Nie lubię się zmuszać do czytania..

MGR

Jedna strona na plusie. Moje życie zostało przedłużone do 30 września.

Poza tym...

Obejrzałam serial Poldark. Miałam nadzieję, że mnie nie wciągnie i te 8 odcinków pierwszego sezonu starczy mi na trochę, ale niestety - pół dnia i po sprawie ;) Kocham brytyjskie, kostiumowe produkcje.


A dzisiaj zaliczona Kraina jutra, którą w ramach Dni Dziecka zażyczył sobie mój brat. Teraz już rzadko decyduję się na filmy w wersji dubbingowanej. Bynajmniej w animacjach dubbing mi nie przeszkadza, ale filmy to inna sprawa. No pomyślcie jakby nagle zamiast głosu Morgana Freemana usłyszelibyście głos Jarosława Boberka. Rozumiem, że to kwestia dopasowania, ale jedna dla mnie to jak zastąpić Krystynę Czubówną kimś innym w programach przyrodniczych. Nie mniej jednak w Tomorrowland aż tak mi to nie przeszkadzało i z chęcią obejrzę ten film jeszcze raz w oryginale.



niedziela, 24 maja 2015

Czego nie robię, kiedy muszę pisać magisterkę?

Kurcze blade! To już końcówka maja :O A jeszcze 4 tygodnie temu byłam po wieczorze panieńskim. Raz mam wrażenie, jakby to było wczoraj, a innym razem jakby to już wieki temu było. Ale wydaje mi się, że między ślubem a dniem dzisiejszym jest jakaś wielka czarna dziura, stąd takie mieszane uczucia. Stoję w miejscu i ciężko mi określić, czy to wszystko wolno czy szybko się porusza/mija. Generalnie czuję się mega nieswojo, co mi do końca nie pasuje. Nie wiem czy jest to np. uwarunkowane, że moje bieganie leży i płacze, czy może dlatego, że w niedalekiej przyszłości czekają mnie spore zmiany, do tego niesprecyzowane.. Ale trzeba się wziąć w garść ;)

BIEGANIE
A ja myślałam, że wracam z zaświatów.. A tu jeszcze gorzej niż tydzień temu. Jedynie 8km. Muszę poprosić o plan i zacznę od jutra przygotowania do maratonu , bo inaczej to będę musiała swój start przesunąć o 2 tygodnie (z Wrocławia na maraton w Warszawie), a tego bym nie chciała. 

ĆWICZENIA
Nie wykonywałam. Wytłumaczenie później.

SŁODYCZE - Jedzenie?
Mamy od środy wyciskarkę do owoców i prawie codziennie coś przygotowuję za jej pomocą :) Wróciłam do picia yerby. Wali mi ona petami czasami, ale ogólnie jest pyszna. Zakochałam się w gruszkowej :)
Ale najbardziej czekam na upały, wtedy na 100% na zimno, z lodem i cytryną będę ją pić ( z tym czekaniem to przesada jednak.. kto normalny czeka na upały?). A jeśli chodzi o słodycze, to jest raz lepiej raz gorzej. Wczoraj totalnie śmieciowy dzień był :P Ale dzisiaj jest niedziela i dobry dzień by wszystko zmienić ;)

CZYTANIE
Dosyć szybko skończyłam czytać Piaskowego Wilka. Opowiadania są króciutkie, więc za specjalnie starać się nie musiałam. Powróciłam do Terry'ego Pratchetta i Czarodzicielstwa . Jeszcze do niedawna nawet bym do ręki jego książek nie wzięła. Jak byłam w podstawówce i widziałam ich okładki w empiku, wtedy wydawały mi się dziwaczne i zawsze myślałam, że fabuła jest pewnie skomplikowana - na bank nie dla mnie. Na swoim koncie mam już przeczytane Pomniejsze bóstwa  oraz Ruchome obrazki - polecam! Każda jest fajna na swój sposób :)

MGR
Tu się przez chwilę ruszyło. Aż do moich 5 stron dopisałam aż jedną :P Dzień się jeszcze nie skończył, więc może jeszcze dzisiaj coś się urodzi i dołączy do sześciu sióstr stron.

Problem jest taki (tu ciąg dalszy ĆWICZEŃ), że jeśli nie piszę pracy, to mogłabym "marnować" czas na coś pożytecznego. Ale w mojej głowie lepiej wygląda marnowanie czasu na głupoty niż na jakieś fajne rzeczy. Wtedy pretensje mogę mieć jedynie do siebie, a nie do innych rzeczy/ osób. Szczególnie jeśli te rzeczy są przyjemne, bądź dostarczają jakąś rozrywkę. 

Nie ćwiczę, bo: zajmuje to trochę czasu, do tego rozciąganie, umyć się i znowu się ubrać, zjeść jakiś posiłek regeneracyjny.. - to wszystko sporo czasu zajmuje.
Nie czytam, bo: czytanie jest ciekawe i czasami zabawne (zależy co się czyta) a jak wciągnie, to sporo czasu zabiera (nawet noc potrafi ukraść)
Nie oglądam filmów, bo: nie wiem na który się zdecydować, długo trwają i dostarczają rozrywkę.
Nie oglądam seriali (szczególnie tych koreańskich) bo: te już w ogóle pochłaniają bez reszty ;)
Nie spaceruje podczas ładnej pogody, bo nie zasługuję na ładną pogodę..
Nie biegam, bo przecież muszę robić coś innego!

Co robię w tym czasie nie jest warte uwagi.. Ale żeby nie było, można na przykład:
* oglądać serial na przewijaniu, żeby po 2-3 godzinach się przekonać, że już te odcinki kiedyś widziałam..
* ucinać drzemkę za drzemką
* robić enty raz coś do jedzenia/ do picia; jeśli nie ma nic do jedzenie
* można pójść do sklepu po coś do jedzenia
* standardowo posprzątać całą chatę (odkurzać, zmywać, wycierać kurze, wyrzucić śmieci)
* robić ładne fryzury, może się się z domu nie wychodzi i pokazuje tylko Ukochanemu
* pisać notkę na bloga
* przeglądać internet - why not? 

To wszystko ma sens. A te wyrzuty sumienia? Nie wiem, jak kiedyś będę mogła bez nich żyć. 
A tak na poważnie, przyszła mi na myśl reklama Snickersa. Tylko ja bym zamieniła "głodny" na "zestresowany", a Snickersa na "zacznę od jutra". Nie wiem, w którym miejscu to miało być poważne ;)

Proszę nie brać ze mnie przykładu. 

Miłego tygodnia ;)

niedziela, 17 maja 2015

24. tydzień

Dzisiaj trochę wcześniej, żeby nie robić tego na ostatnią chwilę (jak zwykle). Zamysł był, żeby już wczoraj napisać notkę, ale nie wyszło ;)


BIEGANIE

Powoli wracam do większej ilości treningów ("do formy" to by było spore nieporozumienie). Przez ostatni miesiąc przebiegłam tyle, co w tygodniu maratonu :P Więc baaaardzo powoli. Większość tych treningów była w tempie rekreacyjnym i czysto towarzyskim, bez spiny i jakichkolwiek przyspieszeń. 43 km w tym tygodniu.
Zapisałam się na Kamienną Piątkę, która jest 14 czerwca w Bydgoszczy. Nie lubię szybko biegać i ludzie wielce zdziwieni są, kiedy to mówię, ale nigdy mi nie leżał ten dystans. Niby dwadzieścia parę minut i spokój (a nie jak w przypadku półmaratonu ponad 1,5 h), ale to taki wielki wysiłek.. trzeba cisnąć od samego początku, ale też nie na maksa, żeby mieć siły na resztę kilometrów. Za dużo rozkminiania jak na 20min :P



ĆWICZENIA

Zbyt leniwa, żeby palcem kiwnąć :P
Ale teraz będę musiała się przyłożyć. Na moje kolanowe problemu zostały mi zalecone ćwiczenia na nogi :( Nie jestem tym faktem zachwycona, ale mam nadzieję, że to pomoże. Z bolącym kolanem nie będę mogła biegać. 
A tu ćwiczenia, które będę wykonywać:
* Mel B

* Gacka - bo seksowne uda są potrzebne na lato ;)
* PowerWorkout



SŁODYCZE

Chyba dążę do momentu, kiedy nie będę miała już nic słodkiego na chacie, żeby móc w reszcie przestać je jeść. Dlatego też wczoraj zabrałam się za 500g królika z czekolady. Dzisiaj już połowy nie ma :P Taka moja logika, jeśli o to chodzi :P



CZYTANIE

Sukces w końcu! Mamy połowę maja, a to jest trzecia książka w tym roku, którą skończyłam czytać (ŻAL). Girl Online - Zoe Sugg wydała tą książkę w listopadzie 2014 i przebiła Harry'ego Pottera, Dana Browna czy 50 twarzy wiadomo kogo w liczbie sprzedanych egzemplarzy w pierwszym tygodniu sprzedaży. Miałam nadzieję, że jest coś więcej w tej książce poza marketingiem i odcinaniu kuponów od Zoelli.. Problemy, które są poruszane w tej książce jak dla mnie są jedynie liźnięte i przez nie poświęcono im wystarczająco wiele stron uwagi. Może się zdawać, że książka się ciągnie i ciągnie i dopiero po 2/3 się coś zaczyna dziać, ale i tak te wszystkie komplikacje w prosty sposób zostały rozwiązane. Czytając komentarze na goodreads.com można znaleźć masę innych niedociągnięć np. "1. This "blog" by an anonymous rando goes from zero to 10,715 followers in less than a year. The problem? She writes about NOTHING - just her day-to-day bullshit life."  - wiem coś o tym, bo piszę o NICZYM i czytają mnie tylko dwie osoby ;) Nie żebym narzekała. Książki nie odłożyłam w połowie, dokończyłam ją (jak zwykle na końcówce pocisk). Jestem za stara chyba na takie książki. Jakbym była o 11-12 lat młodsza to pewnie by mi się spodobała (plus - nie trzeba czekać do ostatnich 15 stron książki, aż główna bohaterka pocałuje chłopaka, który jej się podoba ;). Jest jeszcze jeden plus tej książki, taki sam jak z 50 maskami pana G. Jeśli jakaś osoba, która przez ostatnie lata nie przeczytała żadnej książki, sięgnie po tą pozycję i ją przeczyta (chociażby z powodu, że jest wiernym widzem Zoelli na YT) jestem na TAK ;)



Aktualnie czytam Piaskowego Wilka i  ćwiczenia z myślenia, bo uwielbiam książki dla dzieci i się tego nie wstydzę :P


OBEJRZANE 

Sekrety morza. - oglądania bajek też się nie wstydzę :P

niedziela, 10 maja 2015

23. tydzień

Pani Żonka po raz drugi pisze dla Was ;)

Za wiele się nie zmieniło w tym tygodniu. Nadal jestem żoną i Ukochany nie chce (jeszcze) brać ze mną rozwodu, aczkolwiek po prostu ja nic o tym nie wiem ;) A propos rozwodów...

BIEGANIE
Trwa dalej mój rozwód z bieganiem. O ile w tym tygodniu pocisnęłam i aż dwa razy biegałam i to nie byle jak, bo było trochę techniki i nawet 400m razy 8. Ale tylko taka ślamazara jak ja może wyglebić się na równiusieńkim chodniku. Wysiadłam z autobusu, zaczęłam biec, aby dotrzeć na miejsce zbiórki mojej grupy. 200m dalej zaliczyłam Supermana na chodniku.. dwie sekundy szoku i analiza co mnie boli i jak bardzo... Oj bardzo bolało.. leżałam jak placek, więc musiało być ostro. Moja myśl: K**** na bank będzie dziura!" O dziwo dziury na kolanach, które najbardziej bolały, nie było. Mam dwie malusie dziurki na udzie, bo nim też pozamiatałam chodnik, oraz drobne przetarcia na kurtce. Dopiero na miejscu podwinęłam nogawki i zobaczyłam jak poważne są moje "wgniotki". Krew się nie lała strumieniami, ale ostro jednak przetarłam kolana. U mnie strupy w tych miejscach tygodniami się trzymają, a potem i tak mam przebarwienia w tych miejscach. Trening wykonałam chyba jedynie pod wpływem adrenaliny. Potem cały dzień połamana leżałam. Aktualnie boli mnie palec u stopy i zaczyna puchnąć - rzadko u mnie taki kontuzje. Zwykle bolą mnie mięśnie lub inne tego typu rzeczy, mechaniczne uszkodzenia to u mnie nowość, bo raczej uważam, żeby się nie przewrócić. Ale jakieś 25km w tym tygodniu zaliczyłam ;)

ĆWICZENIA
Wczoraj zauważyłam, że niedobór biegania i jedzenie tych wszystkich słodyczy wpłynęło na mój tyłek. Przybyło go w niektórych miejscach, nie jest już taki kwadratowy i kości aż tak nie wystają. Jest osoba, która się bardzo cieszy z tego faktu, ale mi zbytnio to nie odpowiada. Biorąc pod uwagę moją kontuzję, nie wiem czy będę mogła sobie na ludzie ćwiczyć, ale się okaże. Dobrze że nie mam jeszcze wagi, bo pewnie bym się kompletnie załamała.

SŁODYCZE
Jeszcze krówki zostały. Dawkujemy sobie je, aczkolwiek zauważyłam wzrost dawki, więc pewnie długo nie pociągną ;) 

CZYTANIE
Chyba aż dwie strony przeczytałam, dobiłam do kolejnego rozdziału i czytnik odłożyłam ^^ Ale próba była ^^

MGR I FRAN
Tu nic nie napiszę, bo wystarczająco blisko deprechy jestem, żeby dodatkowo się dobijać.

Tak ogólnie to zaliczyliśmy kino w tym tygodniu = integrowanie się z "nową" rodziną ;) O filmie nie będę się rozpisywać, bo Pit przekazał dokładnie na swoim blogu jakie są moje odczucia odnośnie tego filmu. Kolejne kino w środę i coś czuję, że szykować muszę chusteczki :(

niedziela, 3 maja 2015

Wedding week :)

Halo halo, tutaj Pani Żona ;)

Czuję, że będzie jedno wielkie lanie wody, bo czas mnie trochę goni, a ktoś jeszcze chciałby skorzystać z komputera (nie tylko mnie gonią terminy ;). Ten tydzień, tak jak poprzedni, był dosyć intensywny. Kto by pomyślał, że przygotowania ślubne wymagają wyższej logistyki ;) Ale podsumowuję tydzień, a nie ślub.

BIEGANIE
No tu popisu nie było. Poprzedni tydzień zakończył się chorobą i ogólnie słyszałam teksty w stylu "Może daruj sobie to bieganie przed ślubem". Jak Ci ludzie mnie nie rozumieją :P Fajnie jest, jak ktoś jakieś sukcesy odnosi, ale nie zdaje sobie sprawy z faktu, że bez systematycznych treningów postępy są niewielkie (jeśli jakieś w ogóle są). Pobiegałam sobie w środę. Zaplanowałam na ten dzień spokojne wybieganie z 12 km. Moje nogi weryfikują moje plany i kolano koło 6km postanowiło się buntować. Na początku delikatne sygnały, których udawałam że nie "widzę". Niestety ból trzymał i był bardziej nieznośny i kończyło się przerwami co jakiś kilometr. Wyszło jednak 11 km i to było wszystko na ten tydzień. Od czwartku do dzisiaj wszystko kręciło się wokół ślubu i nie było gdzie wcisnąć biegania. Z resztą nie chciałam kombinować, kiedy w perspektywie miałam jakieś 10h w obcasach w dzień ślubu ;) Nikt nie chce rozwalać kolan na dzień przed tak wielkim wydarzeniem.

ĆWICZENIA
Tutaj zdecydowanie powrót będzie w tym tygodniu. Jutro rano dzień ważenia będzie. Ile przybyło po tej wielkiej wyżerce? ^.^ Myślę, że jeśli nie będę ćwiczyć, to w przyszłości będę w tym miejscu relacjonować postępy z gry w tenisa, jeśli do niej w ogóle dojdzie :P

SŁODYCZE
E tam, kto by się tym przejmował. Dzisiaj przełomowe odkrycie. Nie działają na mnie żadne plakaty, które są porozwieszane po mieście. Wystarczy opinia jednej osoby, że jakieś miejsce warto odwiedzić i czegoś spróbować. Jeśli ta osoba do tego lubi lody o smaku słonego karmelu w Sowie, to może zdecydowanie jej zaufać ;) Chodzi o Krówki Usteckie - niebo w gębie. Zapasy uzupełnione, mam nadzieję, że chociaż na tydzień wystarczy ;) 6 różnych smaków to jest jakiś kosmos. Wcześniej chyba żadnych innych nie jadłam poza klasycznymi. Moimi ulubieńcami są od tej pory z sezamem i z kawą :D

CZYTANIE
Na razie jedynie rośnie kolekcja książek do przeczytania ;)

FRAN I MGR
<szum wiatru>

Jeśli będę miała chwilę, to może coś o ślubie napiszę (ale mam nadzieję, że jeśli napiszę, to nie będzie wymigiwanie się od pewnej czynności)

Miłego kolejnego tygodnia życzę!

niedziela, 26 kwietnia 2015

Który to już?

Dzisiaj nietypowo nadaję z pociągu. Wracam z Gdańska, gdzie miałam wieczór panieński ^^ Nie traktuję tego jak jakiś ostatni dzień mojej wolności, koniec z imprezami itp. (swoją drogą to ja taaaaaaaka imprezowiczka jestem.. będzie mi tego strasznie brakowało ;) Biorąc pod uwagę warunki połowę (piszę
Z telefonu), tekst wyedytuję późnie

BIEGANIE
Po maratonie miałam przymusową przerwę. W poniedziałek bolały mnie uda i kolano. Cudowne ręce Marty doprowadziły do porządku kolano, ale uda trzymały jeszcze we wtorek. W środę przetruchtałam 12km i na tym koniec biegania w tym tygodniu. W czwartek chciałam dyszkę przebiec u coś mi na schodach w łydce przeskoczyło i zaczęło mnie tak kłuć w trakcie biegu. Do tego zaczęło się przeziębienie, które aktualnie jest nazywane przeze mnie chorobą = ból gardła, ból głowy, kichanie z zawrotami głowy, katar z chorymi gilami..  tradycją jest u mnie spadek odporności i choroba po takim starcie. Ale końskie dawki witamin muszę brać, bo za 5 dni ślub!

ĆWICZENIA
Korciło mnie żeby poćwiczyć, ale regeneracja to regeneracja. Nie chcę pogorszyć już kiepskiego stanu stanu.

SŁODYCZE
Po maratonie wsuwałam je, jakbym w życiu ich nie jadła, w takich ilościach, że głowa mała. Z przykrością muszę przyznać, że czasami zastępowały mi posiłek :P Oczywiście w momencie mojego "mocnego" postanowienia poprawy wpadł ten wieczór panieński i pyszny torcik czekoladowy i piwka :P Biedna ja.

CZYTANIE
Zaczęłam czytać Girl Online - książka brytyjskiej blogerki. Taka odmóżdżająca dla nastolatek. Zaraz mam zamiar zabrać się za lekturę ;)

MGR
Czas goni i muszę się koniecznie za to zabrać. Ale okres okołoślubny nie sprzyja niczemu.

Chciałam w tym miejscu podziękować Angelice i Basi za cudowny wieczór. Będę miałam o czym wnukom opowiadać (chociaż dla nich to będzie pewnie prehistoria jakaś ;) Ten nadchodzący tydzień będzie pełen wrażeń i mam szczęście, że będę te wyjątkowe chwilę dzielić z tak cudownymi osobami.
A Ukochany zaraz zostanie moim mężem i za tydzień posta umieści Wam tutaj Pani Żona ;)

niedziela, 19 kwietnia 2015

20. tydzień

Tak na szybkiego, bo w zasadzie cały ten tydzień taki był i aż dziw, że już się kończy, a my zdążyliśmy całą Polskę przejechać w tym czasie. 

BIEGANIE
Maraton był sprawcą całego zamieszania (między innymi). Mieszane uczucia co do niego miałam. Brakowało mi ekscytacji, którą odczuwałam przy okazji pierwszego maratonu w Poznaniu w ubiegłym październiku. Jeszcze rano jak jechaliśmy na Stary Rynek, gdzie mieścił się start, mówiłam że mi się nie chce biec. Nie dlatego że to długi dystans i ponad 3 godziny miałam się wysilać, żeby swój cel (poniżej 3:30) osiągnąć. Ale nagle to wszystko jakieś obojętne mi się zrobiło.. 

Smoczy medal dla Smoczycy ;)
Pogoda jakaś nie ta, mimo że wiedziałam, że na nią akurat nie mogę narzekać, bo zawsze mogło być gorzej (taka właśnie była dzień przed - deszcz, grad, słońce (co 15 minut się to wszystko wymieniało). Na samym starcie też bez większego stresu i ekscytacji ustawiłam się za balonikami na 3:15 - nie znaczy to jednak, że chciałam grzać za nimi, po prostu to miejsce wydawało mi się odpowiednie. Ruszyliśmy i tak do połowy mi się dosyć dobrze biegło (21 km - 1:47:27), a potem to czasami biodro zabolało, to dawno odzywające się lewe kolano postanowiło dać o sobie znać. Jednak najgorzej zaczęło się dorobić koło 33 km. Ogólnie chciałam po 30 km przyspieszyć trochę i może to doprowadziło do tego, że moje nogi nagle zaczęły robić się jakieś ciasne - tak jak słomką chce się wyssać sok z kartonika łącznie z powietrzem, które się w nim znajduje tak, że kartonik imploduje. Kombo zaliczyłam w momencie, kiedy na 37 km zdecydowałam się ciut wcześniej wziąć żel i na 37,5 km przy punkcie odżywczym pocić go 2-3 łykami wody (i już do mety nic nie pić) + podbieg zaraz po piciu w połączeniu z nogami umarlaka = jakiś kosmos. Szczerze (przykro mi to mówić), podbudowało mnie nieszczęście kumpla na trasie. Ów kumpel wyprzedzał mnie od samego początku o dobre pół kilometra jak nie więcej. Widziałam go jedynie na zawrotach. A jego plecy narysowały się przede mną na 38 km. "To Marek też ma kryzys... uff nie tylko ja w tym siedzę". Zamieniłam z nim kilka zdań i okazało się, że już ciut lepiej się czuję i postanowiłam dogonić jakąś rudą laskę, która sporo kilometrów wcześniej mnie odważyła się ;) wyprzedzić. Siły nic a nic więcej nie przybyło. Dobił mnie jeszcze jeden podbieg. Odrzuciłam wszelkie nadzieje na przyspieszenie i zdecydowałam się po prostu utrzymać aktualne tempo. Na metę dobiegłam w 3:21:40 (o prawie 17 min lepiej od mojego październikowego wyniku). Tym razem obyło się bez sprintu, ale przynajmniej z uczuciem, że zapracowałam na ten wynik, a nie że spadł mi z nieba (bo takie wrażenie właśnie miałam w październiku). Zadowolona jednak bardzo jestem z miejsc, które zajęłam - 7 w K20 i 20 w OPEN Kobiet :)

 Nieoceniony był doping Ukochanego, którego mijałam 4 razy i zawsze z daleka już go wypatrywałam i szybko wyłapywałam. Ludzie zapewne za wariatkę mnie brali, kiedy słałam masę buziaków w jego kierunku :P Ale to jest bardzo motywujące, kiedy się wie, że na trasie jest osoba, która będzie czekać na Ciebie - dla mnie to jest taki checkpoint (im takich więcej tym lepiej, szybciej czas mija). Oczywiście mogą to być również znajomi (ja np. przy nawrotach wypatrywałam kumpla i nie wiadomo kiedy znajdowałam się kilometr dalej), aczkolwiek im bliższa osoba tym lepiej. Często praktyką wśród biegaczy jest przebiegnięcie ostatnich metrów i mety z dziećmi. W chwilach zwątpienia na trasie przypominają sobie, że jednak komuś na końcu coś tam obiecali, a nie można dziecka zawieść ;)

ĆWICZENIA
Z niczym nie kombinowałam, jedynie ostatnie treningi przed maratonem.

SŁODYCZE
Tych było mniej na początku tygodnia zważywszy na fakt, że w poniedziałek rozpoczęłam dietę białkową i nie spożywałam węglowodanów (a przynajmniej starałam się je ograniczyć do minimum). Chciałam obejść system i żeby trochę się rozweselić kupiłam gumy do żucia Orbit dla dzieci (pssst one są bez cukru ;)

CZYTANIE
Wygrałam książkę "Sztuka szybkiego biegania" (tak monotematycznie u mnie) w rywalizacji na Endomondo i została wręczona mi dzisiaj przy okazji wręczania nagród dla najszybszych biegaczy Cracova Maraton. W drodze powrotnej przeczytałam kilka stron do momentu, kiedy brak słońca mi uniemożliwił czytanie :P 

FRAN I MGR
 Bez zmian.

A teraz, mam nadzieję, posta do ślubu, który mnie czeka za 12dni ;)
  

niedziela, 12 kwietnia 2015

19. tydzień

Hahaha właśnie sobie zdałam sprawę, że jest niedziela :P Lepiej późno niż wcale. Ten tydzień taki nijaki po tych świętach pod wieloma względami. Wiele przygotowań, a w zasadzie nic nie idzie zgodnie z planem.

BIEGANIE
Powiedziałabym, że kontuzja mnie dopadła. Ale jednak nie. Natomiast uważam, że każdy ból i dolegliwość należy zwalczać w zarodku, dlatego też przystopowałam odrobinę z treningami (żegnaj moja wygrana rywalizacjo na Endomondo ;( ;) i oddałam się w ręce odpowiedniej osoby w tym przypadku - fizjoterapeuty Marty. Bolało prawe biodro. Na szczęście nie było to nic bardzo poważnego, żadne stawy itp. jedynie przeciążenie mięśni najprawdopodobniej. Trochę mocniejszego rozciągania i ból cudem przeszedł. Najbardziej w takich przypadkach boję się dwóch rzeczy:
a) zdiagnozują coś ciężkiego i trudnego do wyleczenia, ocierającego się o "Pani musi przestać biegać na kilka tygodni"
b) to może być to... albo to.... (czyt. cholera nie mam pojęcia co Ci dolega - najbezpieczniej będzie przestać biegać)
Nic takiego mnie jednak nie spotkało, ale psycha moja zaczęła panikować, że więcej na taki ból sobie pozwolić nie mogę przed maratonem. Jak głoszą mądrzejsi ode mnie: lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym.

ĆWICZENIA
Niczego nowego na razie się nie chwytałam i nie mam zamiaru chwytać, żeby przypadkiem zakwasów się nie nabawić.

SŁODYCZE
Od piątku mega porażka, zważywszy że siedzę w Słupsku to nic dziwnego. Aczkolwiek na pewno przed najbliższe 3 dni nie mam zamiaru ani grama cukru włożyć do ust ze względu na dietę białkową. I będę się modlić, żeby czas mi szybko upłynął, bo bez węglowodanów chodzę jak telefon na oszczędzaniu baterii - przygaszona.

CZYTANIE
Nada. A książkę w plecaku noszę jako dodatkowe obciążenie :P

FRAN/MGR
Myślę, że tak jak z czytaniem, tylko te dwie rzeczy obciążają moją głowę. Dlatego czasami zwiechę zaliczam.

A tak poza tym, większość rzeczy, które zamówiłam w święta, nie doszła na czas. W taki sposób nie miałam butów do przymiarki sukni ślubnej i butów do biegania, które wymagają rozchodzenia przed maratonem. 
Z przyjemniejszych rzeczy zaliczyłam próbny makijaż, masaż twarzy i zwrot podatku ;) Żyć nie umierać.

sobota, 4 kwietnia 2015

18 tydzień

Tydzień temu zaliczyłam małą wpadkę czasową i posta nie było. Nieświadomie sobie zrobiłam bałagan na Endomondo i czułam, że należy natychmiast zrobić w tym porządek, żeby ktoś się nie dowalił do moich statystyk ;P I oczywiście musiało to nastąpić po 23 w niedzielę.. Są rzeczy ważne i ważniejsze ;)

BIEGANIE
Entuzjazm po półmaratonie już opadł. Do maratonu zostały 2 tygodnie i znając życie miną one nie wiadomo kiedy. Jeszcze nie zaczęłam się stresować tak na poważnie, jak to miało miejsce przed pierwszym maratonem (też na 2 tygodnie przed). Aczkolwiek chyba mam kryzys, który nie wiem na czym dokładnie polega. Widzę, że powoli mam wszystkiego dosyć. Może to przez to, że przygotowania do ślubu i maraton się zazębiają. Albo to nie maratonem się stresuję tylko ślubem, który na chwilę obecną nie wiadomo czy będzie miał miejsce.. Studia do tego są gdzieś tłem, bo co chwilę coś odwołują.. Jeśli chodzi o samo bieganie, to kilometraż powoli się zmniejsza, ale jeszcze tego nie odczułam. Za to w tym tygodniu "wielkie"lenistwo - przypadł mi jeden dzień wolnego (jutro) oraz była wielka samowolka i zrobiłam sobie dodatkowe dwa dni bez biegania. Kwietniowa pogoda sporo namieszała w tym przypadku - a tak na prawdę to było modlenie się, żeby za oknem padał deszcz, bo bardzo mi się nie chciało wychodzić z domu :P

ĆWICZENIA
W poniedziałek wróciłam do Bydgoszczy i od razu odwiedziłam koleżankę. Słońce na przemian z ulewą - nie zachęcało to do biegania (dzień wcześniej zaliczyłam 20km w deszczu, o czym nie dałam rady opowiedzieć tydzień temu) i zmoknąć kolejny raz nie zamierzałam. Poszłam z Marta na fitness, bo przecież na sali gimnastycznej rzadko pada ;) I to był jeden raz w tym tygodniu. Tydzień wcześniej odwołali mi ostatni trening obwodowy i też poszłam na fitness.

SŁODYCZE
Czy było ich mniej, nie sądzę. W Wielki Piątek nie ruszyłam żadnych ciastek - post to post. Zaczęłam sama piec ciastka owsiane, ale chyba muszę zmniejszyć ilość cukru w nich :P

CZYTANIE
Tu pauza nastąpiła. Jestem chyba zbyt wyczerpana umysłowo, żebym mogła się skupić na czymś dłużej niż 5min. Więc nie, nie pozostałam w moim rytmie czytania.. Trudno mi powiedzieć, czy w niego wpadnę przez najbliższe 4 tygodnie.. Logistyka do kwadratu =/

FRAN/MGR
Nawet nie chce mi się myśleć co tu napisać..

Dobrze, że ślub teoretycznie raz powinno się brać. Nie wiem, kto świadomie chciałby przechodzić przez te wszystkie przygotowania jeszcze raz. I narzeka na to osoba, która ma tylko niewielki ułamek spraw z tym związanych na głowie.

Wesołych Świąt!

niedziela, 22 marca 2015

16. tydzień

W tym tygodniu:
1. LENISTWO - dwa dni bez biegania i bez sali ^^
2. Wyjazd do Wrocławia
3. Skończona książka


BIEGANIE
81km.. nie za mało i nie za dużo. Głównie miało być na spokojnie, żebym zdążyła zregenerować się przed półmaratonem, który miał się odbyć pierwszego dnia wiosny w Sobótce pod Wrocławiem. Stąd nasza wizyta w tym mieście. Na dzień przed miałam przetruchtać 5-6km, ale odpuściłam sobie po podróży pociągiem i po kilkugodzinnym spacerze po okolicy. Człowiek nie uczy się na błędach i zamiast siedzieć na tyłku w pokoju hotelowym i oszczędzać siły na następny dzień musi koniecznie zwiedzić okolicę i oczywiście na piechotę, bo lepszej opcji oczywiście nie ma. Czy kogoś dziwi, że po budziku nastawionym na 5:50, pojawiłam się o godzinie 20 w łóżku w piżamie? Nadal twierdzę, że sen to najlepsza regeneracja (przynajmniej w moim przypadku), więc 10 godziny to chyba odpowiednia ilość snu ;) Jeśli chodzi o sam start, pogoda idealna (no prawie, mogło być jakieś 2 stopnie mniej), słonecznie, trochę wiatru i najważniejsze - bez deszczu, który gdzieś tam wcześniej zapowiadali. 

Trasa Półmaratonu Ślężańskiego wymagająca. Powiedziałabym, że można ją podzielić na dwie części. Pierwsza składająca się głównie z podbiegów, na której trzeba zacisnąć zęby (a raczej pośladki) i wytrzymać te 9km. Potem dosłownie i w przenośni jest już z górki. Nadrabia się wszystkie straty czasowe na dość stromych zbiegach i można w tym czasie unormować tętno i złapać oddech. Można tu zaliczyć najlepszy finisz na świecie, bo jakieś 200-300m zbiegu do samej mety, aczkolwiek nie wszyscy muszą mieć na niego siły. Ja raczej zawsze gdzieś tam na końcówce znajdę resztki energii na przyspieszenie i czasami wygląda to, jakbym wcześniej wcale tych 21km nie przebiegła. 

Ze swojego wyniku jestem bardzo zadowolona. Chciałam zrobić życiówkę i pobiec na 1:40, chociaż moim cichym marzeniem było 1:35. Biegłam na czuja i na tyle, na ile muzyka mi pozwalała (bo to ona głównie daje mi powera). Na metę przybiegłam 407. Byłam 19 kobietą, która ją przekroczyła. Czas - 1:34:51. Tylko 9 sekund, a już taka zadowolona mogłabym nie być. Wystarczyłoby, że przy każdym wodopoju zatrzymałabym się na 3 sekundy i zostałabym z 1:35.. ale było inaczej :P
Sukcesem jest też 5. miejsce w kategorii wiekowej. 

ĆWICZENIA
Jak już wspomniałam, sali nie było - została "zabroniona" i w to miejsce sobie pobiegałam. Tak naprawdę cały ten półmaraton to był jeden wielki trening tyłka. Rzadko miewam zakwasy, a już wczoraj wieczorem czułam, że będą mi towarzyszyć przez pewien czas ;)

SŁODYCZE
Chyba muszę zacząć notować wszystko, co jem, żebym mogła obiektywnie spojrzeć na ilość spożywanych słodyczy. Mega wiele ich nie było, ale za specjalnie mało też nie.. 

CZYTANIE
Murakami skończony. Trochę zawiedziona jestem końcówką. Jestem z tych osób, które lubią wiedzieć, jak wszystkie wątki się kończą i co się dzieje po rozwiązaniu wszystkiego.. a tu lipa. Teraz jak pomyślę, mimo że książkę czytałam z 2 tygodnie, teraz wydaje mi się jakoś dziwnie krótka. 
Dzisiaj zaczęłam czytać Pratchetta Czarodzicielstwo. Wpadłam w pewien rytm czytania i mam nadzieję, że w nim pozostanę.

FRAN
Już prawie zbliżyłam się do zaglądnięcia do niego.

MGR
Jaki szok będzie, kiedy w końcu napiszę tu, że coś ruszyłam.

Na razie sporo załatwiania spraw związanych ze ślubem mam w tym tygodniu.. i bieganie, i praca, i uczelnia... ehh. Już niewiele zostało!