niedziela, 14 czerwca 2015

Back to basics

Wychodzę za 30min na ognisko, więc tak na szybkiego dzisiaj, bo nie wiem, o której wrócę ;) Raz nie zawsze ;)

BIEGANIE

Wróciłam do życia! Chociaż ostatnie temperatury nie zachęcają do biegania, raz nawet powiedziałam że nie ma szans żebym biegałam po południu, to i tak wychodzę o każdej porze dnia. Staram się jednak konsultować z pogodą, żeby trafić na jakieś 17-19 stopni a nie na 25 na przykład. Różnie to wychodzi - albo wybierasz 25 stopni o godzinie 14 albo nagłe ulewy po godzinie 19 :P 
W tym tygodniu wyszło 51,5km - nie za dużo, ale więcej niż przez ostatnie 2 miechy. Dzisiaj zaliczyłam pierwszy start od maratonu. Nie był to mój ulubiony dystans - 5km. Tragedii nie było, czas 20:55 i 4 miejsce w kategorii open kobiet - niczego nie żałuję! ;) Ale czułam kilometrowy niedosyt, mój bieg nie może się kończyć na 5 kilometrach.. :) Miłe uczucie. Mimo to udało się wrócić ze statuetką do domu - za pierwsze miejsce z kobiet w mojej grupie biegowej.

ĆWICZENIA

Dwa razy fitness z Marta zaliczyłam. Kolejne dwa zajęcia w przyszłym tygodniu mam już opłacone, więc odwrotu już nie ma. W czwartek męczyłyśmy ręce - baaaaardzo słabe witki mam. Z kondycją nie najgorzej, ale jeszcze sporo pracy przede mną.

SŁODYCZE

Tu miałam lepsze i gorsze dni. Weekend trochę gorszy od środka tygodnia był. Na jego początku zbytnio mnie nie ciągnęło do słodyczy, bo pewnie ćwiczenia mnie zmobilizowały, ale nie trwało to długo ;)

CZYTANIE

Od wtorku czytuję sobie historię KUPY ;) Historię wewnętrzną, bo o niej mowa, polecam osobom, które są zaciekawione układem trawiennym, a nie są zbytnio w temacie (czyt. nie studiowały medycyny i innych pokrewnych kierunków). Bardzo przystępnym językiem napisana przez Giulię Enders. Póki co książka pełna ciekawostek, nad którymi nigdy wcześniej się nie zastanawiałam.

Do tego obejrzałam kilka filmów. Dwie ekranizację powieści: Love, Rosie i Zostań, jeśli kochasz. O ile ta pierwsza dosyć przyjemna była i lekko się ją oglądało, tak ta drugą nudna i się strasznie dłużyła. Jak na film trwający 1h46min miałam wrażenie, że z 2,5h straciłam. Gdybym miała klawiaturę pod ręką, to na bank bym przyspieszała po 10sekund sporo razy. Ale jak mój Ukochany stwierdził, już przestałam być targetem.. może faktycznie coś w tym jest i 10lat temu film mógłby mi się spodobać? Who knows


FRAN

Oglądałam świnkę Pepę po francusku. Nie wiem czy to się liczy, bo dosyć szybko zmieniłam język na angielski :P

MGR

Stoi w miejscu, żeby potem ruszyć ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz